piątek, 22 lipca 2011

rytm


Najważniejszy jest rytm.
Rytm, który umożliwia synchronizację wszystkich komórek ciała.

Najpierw pojawia się delikatne drżenie. Odczuwane jako wibracja przenikająca całe ciało, a tak naprawdę mająca źródło w przepływie krwi i pobudzeniu nerwów obwodowych. Lubię te drgania o niskiej amplitudzie i wysokiej częstotliwości, choć podnoszą pył niepokoju gnieżdżący się w szczelinkach bycia. To drżenie podobne do nikotynowego, jakby wszystkie komórki ciała zostały nagle wybite z położenia równowagi i zaczęły oscylować wokół nich.
Skupiam się na szumie przepływającej krwi, który brzmi trochę jak obijające się o siebie kryształki drobno pokruszonego lodu. Nieprzypadkowy dźwięk, przecież osocze jest zawiesiną ciał morfotycznych i odłamków zamrożonego serca. Dlatego od czasu do czasu czuję delikatne kłucie za mostkiem świadczące o odłupaniu się większego okrucha. Wszystko w obrębie mnie, bez udziału czynników zewnętrznych. Taka jestem samowystarczalna.