środa, 25 marca 2009

*


Zbieram te wszystkie kolorowe niteczki
które wyrastają z mojego umysłu
wciąż się coś strzępi – znasz to uczucie –
a ja nie chcę by  upadły takie drobne, kruche, niedokończone
Chodzę więc lekko, ostrożnie stąpam
by włókienek ledwie widocznych przy mojej głowie
nie strącić nie stracić nie strwożyć
myślą jakąś przeklętą i ciemną
A gdy już spadnie nić w kolorze migoczącej tęczy
z winy roztargnień i rozdarć codziennych
kucam
na tym brudnym asfalcie
i delikatnie opuszkiem ją muskam
sprawdzając czy jeszcze jest żywa
Jeśli drgnie tchnieniem
wypręży ciałko w spazmie
wyłuskam ją z tego błota
oddechem oczyszczę
i schowam do kieszeni płaszcza
tej na piersi, w okolicy serca
Może ożyje w pobliżu źródła ciepła
Może przemieni się w motyla
Usiądzie na białej karcie papieru
i strzepnie ze skrzydeł odrobinę pyłu
Bo wiesz… gdy tak się dzieje, niemieję z zachwytu
Przyciskam dłonie do ust, by nie krzyknąć
Kartka porasta symbolami głębokich odcieni
które nieugięcie pełzną we wszystkie strony
Pokonują skazy, oplatają nierówności
Prą
Nie wolno ich spłoszyć, nim proces się skończy
Przepadną na zawsze konfiguracje dotąd nieobjawione

Dziś dotknęłam mięciutkiego ciałka – splotu kilku istnień dźwięczących jeszcze w nocy
Nitka już nie promienieje
Wyblakły kolor ustala się chyba w okolicach płowego fioletu
Nic już się nie da zrobić
przegapiłam
chwilę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz